Założenie jest godne pochwały, ponieważ prowadzi do propagowania czytelnictwa wśród najmłodszych. Na oficjalnej stronie www akcji czytamy "Założenia merytoryczne serii „Czytam sobie” zostały opracowane przez Edukacyjny Egmont w zgodzie z podstawą programową MEN. Odpowiadają etapom rozwoju emocjonalnego i intelektualnego dziecka. Uwzględniają także manualne potrzeby początkującego czytelnika, czyli potrzebę śledzenia tekstu paluszkiem. Książki zostały napisane przez najwybitniejszych współczesnych polskich pisarzy dla dzieci. O szatę graficzną cyklu zadbało grono najlepszych polskich artystów tworzących ilustracje dla dzieci. Seria „Czytam sobie” otrzymała honorowy patronat Biblioteki Narodowej."
Teraz jednak słów kilka o przebiegu akcji, aby otrzymać jedną z książeczek trzeba wybrać się do...McDonald’s i kupić dwa zestawy! Jeden dla siebie, drugi dla dziecka. Za pośrednictwem 317 lokali sieci McDonald’s do najmłodszych trafi 400 000 książek.
Zastanawiam się dlaczego pod pretekstem "zwiększenie czytelnictwa u dzieci" propaguje się jedzenie typu fast food. Czy nie bardziej zasadnym w dążeniu do tego celu byłoby wręczanie darmowych książek w bibliotekach publicznych, po to by zachęcić dzieci do regularnego ich odwiedzania? No tak, tylko kto bezwarunkowo przekazałby do bibliotek publicznych 400 000 książek....
Czy w tym przypadku cel uświęca środki? A jakie jest Wasze zdanie?
Więcej informacji o akcji:
http://www.czytamsobie.pl/
http://www.mcdonalds.pl/czytam-sobie/#page/4