Niekoniecznie. Projektując ogród w miejscu mało przyjaznym tj. mało żyznym, za to mocno nasłonecznionym i suchym, trzeba wpierw zastanowić się nad efektem, który chce się osiągnąć. Wiadomo, że pole manewru jest ograniczone, jednak przy użyciu odpowiednich roślin można stworzyć własną zieloną oazę. Aby rozwiązać problem braku wody, wykorzystuje się rośliny sucholubne. Wbrew pozorom to nie tylko przedstawiciele kaktusów, ale i rozchodniki, rojniki, a także wiele gatunków traw. Ogrody z sukulentami, oraz elementami nieożywionymi (żwir, kamienie, rzeźby z kamienia) to często odpowiedniki ogrodów chińskich i japońskich. Tzw. „ogrody zen”, przedstawiające "suchy krajobraz" (styl karesansui) czyli połacie białego żwiru zagrabianego w kształt fal, oraz umiejscowione kamienne okazy bazowały na prostocie i oszczędności środków wyrazu. Wbrew pozorom, ogrody te tętniły życiem poprzez przepływającą pomiędzy kompozycjami energię. Brzmi dość dziwacznie, jednak te „tradycyjne” ogrody stały się inspiracją niejednego architekta krajobrazu. M.in. Isamu Noguchi wykorzystał elementy we współcześnie zaprojektowanym ogrodzie "California Scenario", gdzie głównym elementem jest kamień.
Inna projektantka, niejaka Martha Schwartz zaprojektowała "The splice garden" - ogród na tarasie dachu Whitehead Institute for Biomedical Research. Z uwagi na niemożność zastosowania dodatkowych obciążeń, jakimi byłaby odpowiednia dla rozwoju roślin ilość ziemi oraz niski budżet na utrzymanie ogrodu, wykonano go bez udziału żywej roślinności. „Plastikowy” ogród wydaje się drwić ze współczesnych pobratymców: zielony żwir, sztuczne, plastikowe żywopłoty i formy odwołujące się do charakteru działalności instytutu - badań nad inżynierią genetyczną. Czy w takim plastikowym ogrodzie znajdziemy wytchnienie? Czy idea ogrodu bez roślin będzie ideą współczesnego człowieka? Do mnie osobiście te „ogrody” nie przemawiają, ale zapewne znajdą one swoich amatorów.