Spirulina - brać czy nie brać? O witamine B12 w diecie wegańskiej Wyróżniony

22 sierpień 2013
Oceń ten artykuł
(0 głosów)
Po przejściu na dietę wegańską dokładnie badałam co zawierają wykluczone przeze mnie produkty i gdzie to można znaleźć. Okazało się, że mimo moich obaw, natura zapewnia nam wiele wspaniałych produktów roślinnych bogatych, nie tylko w pełnowartościowe (sic!) białko, ale także żelazo, nie mówiąc o witaminach i minerałach. Jedyna kwestia i odwieczna kontrowersja to witamin B12. Mówi się, że znajduje się ona jedynie w mięsie i nabiale, w świecie flory natomiast, nie znajdziemy żadnego jej źródła.

Spirulina, tempeh, miso itp.

Ponieważ lubię dostarczać sobie wszystkiego, co niezbędne do życia, w formie naturalnej, oraz pod wpływem lekkiego niedowierzania, zaczęłam poszukiwać innych źródeł niż te, pochodzące z przemysłu farmaceutycznego. Przyjmowanie do końca życia suplementu w postaci tabletki wydawało mi się mało atrakcyjną wizją. Szukałam i szukałam. Oprócz produktów ze sfermentowanej soji (tempeh, miso, shoyu ) znalazłam jeszcze coś – spirulina czyli glon, który w swoim składzie nie tylko ma białko i żelazo, ale przede wszystkim mityczną już, B12 zwaną inaczej kobalaminą. Idealny produkt dla wegetarian i wegan, ale czy na pewno? 
Zakupiłam oczywiście tę cudowną, jak wtedy myślałam, substancję, którą obdarowała nas Matka Natura i z nieskrywanym obrzydzeniem dosypywałam jej sobie do moich codziennych koktajli, wypijając ją szybko na bezdechu i poprawiając czymś, co zabije jej smak. Jeśli szukacie porównania smakowego, ja widzę je w pokarmie dla rybek wymieszanym z glonami wyjętymi z akwarium. Jak to jednak zwykłam mówić - z dwojga złego lepsze niesmaczne, ale naturalne.

B12 pochodzenia roślinnego? Możliwe?

Trafiłam jednak w sieci na różne materiały dotyczące B12, które nie tylko mówiły, że w spirulinie jej nie ma, ale też, że niemożliwe jest, aby produkowała ją jakakolwiek roślina. A przynajmniej jej aktywnej postaci. Okazało się, że w roślinach, w tym w glonach, obecne są tzw. substancje analogowe, które nie tylko nie wykazują aktywności, ale nawet, w skrajnych przypadkach, blokują przyswajanie kobalaminy. Zaczęło mieć to dla mnie sens, gdy pojawiły się u mnie dziwne i bardzo nieprzyjemne objawy drętwienia i całkowitej utraty czucia w kończynach, szczególnie odczuwalne po przebudzeniu. 
Wrócić do mięsa i produktów odzwierzęcych, aby było naturalnie? Czy może zaakceptować fakt, że do końca życia przyjmować będziemy tabletki? To kwestia indywidualna każdego z nas – etyka vs. 100% naturalność. Z drugiej strony, nie warto popadać w skrajności – B12 produkowana jest przez bakterie w organizmach zwierzęcych i te same bakterie doskonale radzą sobie z jej produkcją w warunkach laboratoryjnych. Straszyć będzie może, co wrażliwszych swoją „pastylkową” formą i kilkoma substancjami pomocniczymi które zawiera, jednak w kontekście sposobu powstawania zaliczyć ją można do naturalnych.

Według dietetyków

Jeśli potrzeba Wam opinii autorytetów, wspomnę o dwóch znanych dietetykach V.Messina oraz J.Norrisie, którzy w 2011 roku wydali książkę „Vegan for life”, w której to, nie tylko popularyzują dietę wegańską, ale także z bliska przyglądają się zagadnieniu suplementacji kobalaminy, poświęcając jej cały rozdział. Wyraźnie podkreślają tam, że uzupełnianie jej jest niezbędne, a rośliny, w tym mityczna już spirulina, nie zapewnią jej nam.
Dobre samopoczucie na początku diety jest złudne, zawdzięczamy je zapasom wit. B12 zgromadzonym w jelicie grubym przez zamieszkałe tam bakterie. Jeśli na weganizm przechodzimy bezpośrednio z „wszystkożerstwa” istnieje duża szansa, że zapasy te starczą nam na życie w zdrowiu nawet do 3 lat.

Przyjmować czy nie przyjmować?

Jak już wspomniałam, z moich doświadczeń wynika, że nie ma co udawać, że dieta wegańska jest „idealna” choć wolna od cierpienia, to jednak wymagająca suplementacji. Dyskusji tu nie ma – jeśli chcesz być zdrowym weganinem, musisz przyjmować kobalaminę (B12). Jej niedobory mogą być bardzo groźne, bierze ona udział w metabolizmie białek i tłuszczy oraz w budowie komórek nerwowych, bez niej możemy skończyć z niedokrwistością, uszkodzeniem nerwów, a nawet chorobami serca.
A co jeśli spirulina, wbrew niektórym wynikom badań i opiniom, zapewni nam zdrową i w pełni naturalną B12? Najlepiej chyba przetestować ją na sobie. Nie ma innej możliwości. Brać spirulinę przez kilka tygodni (trudno mi ocenić jak długo dokładnie) i zbadać krew. Kierując się wynikami badań oraz przeróżnymi materiałami dot. diety wegańskiej, szczególnie tymi dostępnymi w Internecie, skończymy jedynie zdezorientowani.

Tropicielka z tropików

Agata - joginka, weganka, przejęta losami świata. Kocha pisać i gotować zaimprowizowane potrawy, najlepiej z przyjaciółmi.

Komentarze  

 
+1 # Iźka 2019-11-04 15:44
Cześć wielkie dzięki za wpis !
Odpowiedz | Odpowiedz z cytatem | Cytować